Pijar ob-umiera. Nic dziwnego
Przedstawiciele firm oferujących komercyjne i profesjonalne usługi PR mieli nieść kaganek oświaty i inspirować media. Oczywiście etycznie i bezpłatnie dla tychże mediów. Oznacza to taki model biznesowy, w którym ktoś bierze dużą kasę za to, że kto inny – już bez tej kasy, będzie trudnił się publikacją. .Firmy PR twierdzą, że to sensowne bo przecież wydawcy zarabiają na reklamach. Tak było w minionej epoce pism ogólnotematycznych, sprzedaży egzemplarzowej i ogłoszeń drobnych. Jak to się dzieje dziś w czasach tytułów sprofilowanych i kto wydaje na reklamy tego nie wiadomo. Może producent proszku do prania? Ale firmy PR przecież robią swoje. I dziwią się, że ktokolwiek protestuje, pyta o pieniądze, i …nie publikuje. W tym modelu zresztą publikacja nie jest wcale potrzebna.
Co miesiąc obserwuję spadającą jakość informacji prasowych. Coraz mniej briefingów prasowych i konferencji. Dziwne? Ależ skąd! Na konferencje mało kto przychodzi, bo kto jest gotów tracić czas i inwestować w cudzy biznes? Kogo stać na „darmowe obiady” lub 24-godzinne pobyty w USA (po odliczeniu 2 dni podróży w obie strony)? Nadzieja w blogerach, pomału wygasa – oni nie narzekają tylko mówią wprost – 8000 za jeden wpis, 60000 za udział w wydarzeniu. Taniej już było – w tradycyjnych mediach.
Nie dość, że coraz mniej profesjonalnej pracy firm PR, to coraz gorzej; nieprofesjonalnie, na chybcika, na zasadzie „byle tylko wypchnąć newsa lub informację prasową”. Dobrych firm PR jest coraz mniej a poznać je po zaangażowaniu i dobrych, osobistych relacjach z dziennikarzami i wydawcami. Udawanie, że jest „fajnie i wesoło: nie prowadzi donikąd: wielu stałych bywalców konferencji organizowanych przez firmy PR od lat nie pracuje w branży ale nie jest to warte sprawdzenia. Właśnie w imię bylejakości oraz budowania ilościowego „odbiorców informacji”. Znamiennym przykładem jest jeden z gigantów IT, który zdecydował się na przesyłanie „dla wybrańców” gorących niusów za pomocą komunikatora – którego prawie nikt nie używa. A używać jest trudno, bo nie sposób odpowiedzieć na informację. Wie to każdy, kto jest na liście wysyłkowej i choć raz próbował skomentować treści komunikatów.
Odnośnie do samych informacji: mało komu chce się tłumaczyć je na język polski. Bo przecież służby prasowe są zajęte, spotkania, spotkania, spotkania …
A poza tym – kto im za to zapłaci? Korporacja płaci za raporty i słupki. A słupki to quasi efekty napędzające statsy w korpo.
Nie dość, że oczekuje się od dziennikarzy publikowania za darmo, to jeszcze mamy to tłumaczyć. Żeby jeszcze było cokolwiek warte – oto Microsoft ogłosił wejście Radio.com do sklepu. Gdzie? Chyba w Ameryce, bo w Polsce to nie istnieje…
Ten model właśnie umarł a stypa będzie bardzo wesoła: dziennikarze na nią nie przyjdą gdyż przechodzą do PR; nie będzie również przedstawicieli większości niepotrzebnych firm PR, ponieważ korpo same sobie zrobią serwis, opublikują na swoich stronach agregowanych przez Google News, a pracownicy wielkich firm przeczytają swoje newsy i uwzględnią to w stosownych raportach.
I nikt w tym matriksie nie zapyta: po co to wszystko? Gdzie jest odbiorca treści?
Przecież Google i tak pokazuje wielkie zainteresowanie gdyż masowy produkt to commodity: niezależnie od działań PR sprzeda się. Dlatego rynek się „oczyszcza”. Realne dziennikarstwo będzie publikować wyłącznie własne materiały. Hobbystycznie.